środa, 2 maja 2012

Rybka lubi pływać.

Rybka lubi pływać, to wiadome. Czasem jednak, gdy rybka źle trafi, kończy w skrzynce z lodem i już sobie nie popływa. 

Dzisiejszy post jest hołdem dla tych, którzy rybki łapią. Nie mam na myśli ponurych panów, którzy w wędką i flaszką wódki spędzają całe dnie w krzaczorach nad brzegiem jeziora, ale prawdziwych ludzi morza - trójmiejskich rybaków. W momencie gdy robiłem ten materiał, leżały jeszcze resztki śniegu i było naprawdę zimno. Pomimo tego, rybacy o poranku wracali z połowu, bez żadnego problemu wchodząc do lodowatej wody, żeby wyciągnąć kuter na brzeg. Jeden z rybaków gołymi rękami, ciągnął metalową linę do holowania łodzi, jakby to była najprzyjemniejsza rzecz na ziemi. Pełen szacun dla ich ciężkiej pracy.

Z drugiej strony jesteśmy my, konsumenci, którzy lubią złowioną rybkę zakąszać, przegryzać i popijać. Zastanawiam się czemu mieszkając nad morzem mamy tak niewiele możliwości zjedzenia, świeżej dopiero co wyciągniętej z morza ryby. Oczywiście w sezonie otwierają się różnego rodzaju budy i stragany ze "świeżą" rybą, tylko czemu miejsca te sprzedają tą "świeżą" rybę niezależnie od tego czy jest sezon połowowy na dany gatunek ryby czy nie! Mrożona też świeża. 

W Jelitkowie jest takie małe miejsce koło wejścia na plażę nr 65, gdzie rybacy sprzedają rano ryby. Nie wiem dokładnie o co chodzi, ale lokal nie jest w żaden sposób oznaczony, nie ma godzin otwarcia itp. Wtajemniczona klientela, w większości w podeszłym wieku zbiera się o tylko im wiadomy czasie, jak na jakieś tajne spotkanie loży masońskiej, po czym ustawiając się w zgrabny ogonek, pośpiesznie dokonuje zakupu. Zawsze mnie to zastanawiało, czemu coś co powinno być podstawą regionalnej gospodarki i drobnej przedsiębiorczości (świeże ryby od rybaka, warzywa i owoce bezpośrednio od rolnika) jest traktowane jako występek, szara strefa i niszowa działalność, którą państwo zwalcza lub traktuje jako zło konieczne. Pamiętam gdy byłem na wakacjach w Brazylii, najbardziej podobał mi się targ przy plaży, gdzie można było kupić wszelkiego rodzaju wyjęte dopiero z łodzi rybackich owoce morza. Dodatkowo za drobną opłatą dostępne były stoiska, gdzie smażono i przyrządzano ryby i krewetki do spożycia na miejscu. Targ ten był jedną z pierwszych atrakcji turystycznych, o której dowiedzieliśmy się po przyjeździe i słusznie przedstawiany był jako miejsce, które trzeba odwiedzić. Nad polskim morzem natomiast turysta może zjeść w barze przy plaży świeżą, mrożoną rybę prosto z morza... Norweskiego.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz