wtorek, 29 maja 2012

Spotkanie Jacków

Będzie o spotkaniu dwóch Jacków dwóch fotografów. Pewnego dnia dobiegając do mola w Sopocie, ku uciesze Pepika spotkaliśmy młodą suczkę Jack Russell Terriera. Pepisiowi bardzo się spodobała i od razu zaczął się popisywać, ja natomiast zrobiłem kilka zdjęć jak to mam w zwyczaju. Okazało się że właściciel suczki również jest fotografem i zna Pepika ze zdjęć. Skontaktowaliśmy się mailowo i obiecałem przesłać fotki ze spotkania, co zaraz uczynię. Pozdrowienia dla Michała, właściciela suczki, może jeszcze kiedyś będzie okazja się spotkać, bo psiaki ewidentnie miały się ku sobie :)




czwartek, 10 maja 2012

Plastikiem w drzewostan ku uciesze ptaków.

Wiosna pięknie się u nas zadomowiła co niezmiernie mnie cieszy. Piękne kolory wszędzie, drzewa się zielenią - aż chce się biegać i zdjęcia robić.

Dzisiejszy materiał pochodzi z dwóch oddzielnych filmów naświetlonych w przeciągu ostatnich trzech tygodni, od momentu gdy zrobiło się naprawdę ciepło. Tym razem moja uwagę przykuły karmniki dla ptaków porozwieszane na drzewkach niczym bombki na choince. Różnego rodzaju plastikowe kubeczki, wiaderka, butelki oraz opakowania po smarowidle na chleb celowo podziurawione i wydrążone, tak by sikoreczki mogły się przecisnąć. Rozumiem troskę o naszych skrzydlatych przyjaciół, ale czy nie można tych wiszących fortec z plastiku trochę bardziej estetycznie wykonać?







środa, 2 maja 2012

Rybka lubi pływać.

Rybka lubi pływać, to wiadome. Czasem jednak, gdy rybka źle trafi, kończy w skrzynce z lodem i już sobie nie popływa. 

Dzisiejszy post jest hołdem dla tych, którzy rybki łapią. Nie mam na myśli ponurych panów, którzy w wędką i flaszką wódki spędzają całe dnie w krzaczorach nad brzegiem jeziora, ale prawdziwych ludzi morza - trójmiejskich rybaków. W momencie gdy robiłem ten materiał, leżały jeszcze resztki śniegu i było naprawdę zimno. Pomimo tego, rybacy o poranku wracali z połowu, bez żadnego problemu wchodząc do lodowatej wody, żeby wyciągnąć kuter na brzeg. Jeden z rybaków gołymi rękami, ciągnął metalową linę do holowania łodzi, jakby to była najprzyjemniejsza rzecz na ziemi. Pełen szacun dla ich ciężkiej pracy.

Z drugiej strony jesteśmy my, konsumenci, którzy lubią złowioną rybkę zakąszać, przegryzać i popijać. Zastanawiam się czemu mieszkając nad morzem mamy tak niewiele możliwości zjedzenia, świeżej dopiero co wyciągniętej z morza ryby. Oczywiście w sezonie otwierają się różnego rodzaju budy i stragany ze "świeżą" rybą, tylko czemu miejsca te sprzedają tą "świeżą" rybę niezależnie od tego czy jest sezon połowowy na dany gatunek ryby czy nie! Mrożona też świeża. 

W Jelitkowie jest takie małe miejsce koło wejścia na plażę nr 65, gdzie rybacy sprzedają rano ryby. Nie wiem dokładnie o co chodzi, ale lokal nie jest w żaden sposób oznaczony, nie ma godzin otwarcia itp. Wtajemniczona klientela, w większości w podeszłym wieku zbiera się o tylko im wiadomy czasie, jak na jakieś tajne spotkanie loży masońskiej, po czym ustawiając się w zgrabny ogonek, pośpiesznie dokonuje zakupu. Zawsze mnie to zastanawiało, czemu coś co powinno być podstawą regionalnej gospodarki i drobnej przedsiębiorczości (świeże ryby od rybaka, warzywa i owoce bezpośrednio od rolnika) jest traktowane jako występek, szara strefa i niszowa działalność, którą państwo zwalcza lub traktuje jako zło konieczne. Pamiętam gdy byłem na wakacjach w Brazylii, najbardziej podobał mi się targ przy plaży, gdzie można było kupić wszelkiego rodzaju wyjęte dopiero z łodzi rybackich owoce morza. Dodatkowo za drobną opłatą dostępne były stoiska, gdzie smażono i przyrządzano ryby i krewetki do spożycia na miejscu. Targ ten był jedną z pierwszych atrakcji turystycznych, o której dowiedzieliśmy się po przyjeździe i słusznie przedstawiany był jako miejsce, które trzeba odwiedzić. Nad polskim morzem natomiast turysta może zjeść w barze przy plaży świeżą, mrożoną rybę prosto z morza... Norweskiego.